środa, 16 maja 2018

Przeprowadzka

Hej moi drodzy!

Długo mnie nie było, więc teraz mam masę zaległości do nadrobienia i opisania na blogu :) ale jak to jest z dostawcami Internetu, zawsze jakieś opóźnienie się zrobi, u mnie obsuwa trwała 3 tygodnie... W każdym razie w tym czasie udało mi się doprowadzić dom do stanu w miarę używalnego, choć nadal czeka nas jeszcze dużo pracy, jednak akwaria już stoją i rybki pływają, jakby nigdy nic się nie zdarzyło.

To na początek może ostatnie chwile poligonu na starym mieszkaniu:




Z akwarium został tylko wyjęty korzeń, zdjęte sprzęty i woda została zlana do beczek do stanu takiego jak widać na zdjęciu. Na nowym miejscu szybko jakaś płachta zarzucona na komodę, żeby miękko od spodu było chlup - 100% wody z powrotem do szkiełka. Działa w ten sposób - wstyd się chwalić - do dzisiaj.

Minusy - anubiasy na korzeniu trochę przeschły i niestety porozpuszczały się w wodzie w przeciągu dwóch tygodni, więc nie wiem czy będzie coś do odratowania, na razie są sobie jak były. Także kilka listków które wystawały nad powierzchnię wody przeschły i niestety odpadły, ale w sumie teraz to nawet nie jestem w stanie zobaczyć gdzie te straty nastąpiły.

Plusy - 100% przeżywalności rybek, choć wiem, że dużo ich tam nie było, szczególnie wymagających odmian też brak. No i mało roboty. Szybki sposób na małe akwaria ;)

Po zalaniu w nowym domku prezentowało się to tak:

tuż po przeprowadzce

Niestety z dwustoma litrami już nie było tak hop-siup... Samo naszykowanie szkła do odbioru zajęło mi dobrze ponad godzinę - wyłapanie rybek i krewetek (okazało się, że mam ich tam jeszcze 10 sztuk!), wyjęcie wszystkich kamieni, wyrwanie roślinek, zlanie wody, nawet zwinięcie tła, żeby nie uległo uszkodzeniu. Wodę zebrałam nawet chyba trochę poniżej poziomu piachu... Rybki porozdzielałam do mniejszych pojemników, żeby się nie pozabijały i nie pozjadały kreweci. 20 kilogramów kamieni w koszu na pranie - jakoś w końcu trzeba było sobie poradzić... Chciało mi się płakać jak rozbierałam na czynniki pierwsze owoc mojej trzymiesięcznej pracy... 
Cała zawartość akwarium w pojemnikach...

Serce się kraje...
Niestety po przywiezieniu szkła pod nowy adres nie miałam czasu na zabawę w tworzenie nowej aranżacji, musiałam jak najszybciej wlać wodę, wpuścić rybki i wrzucić roślinki do wody oraz odpalić filtr, żeby nie było strat, i tak to sobie jakoś działało przez parę dni. Najgorsze, że mój kochany zapomniał zabrać jeszcze jeden kanister z wodą RO, która miała służyć za podmiankę i uzupełnić braki. Dwa tygodnie minęły, zanim ją odzyskałam i mogłam w końcu zalać akwa do pełna...
totalnee przerybienie 27 rybek + 10 krewetek...
Zanim powstała nowa aranżacja, to gurami, skalary i glonek pływały w pustej 200-tce, a resztę ekipy umieściłam w kosteczce z resztą roślin. Można by powiedzieć, że obyło się bez strat, jednak jeden kirysek niestety wyskoczył mi drugiej nocy z kosteczki i znalazłam go rano ususzonego koło komody :( także przestroga: kiryski w nowym lokum wariują jakieś trzy dni i pływają góra i dół i w tym czasie mogą zdarzyć się nieszczęśliwe wypadki!!! dla pewności przykryłam kostkę półką i już nie pojawiły się kolejne straty. Biedne rybki prawie tydzień pływały w ścisku w 27 litrach (razbory + kiryski + sumiki szkliste + krewetki). 

...a reszta prezentowała się tak...
Na dzisiaj więcej nie pokażę, kolejne odcinki z serii "nowa aranżacja 200-tki'' już wkrótce, a w nich - pech, chlupanie, przesadzanie, glony i być może w najbliższym czasie nowe roślinki i nowi mieszkańcy! 

Zapraszam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie chwile na poligonie

Powoli nadszedł czas pożegnać się z pierwszym "porządnym" akwarium w moim życiu. Żywot poligoniaka powoli dobiega końca, i choć p...